Zaginona Kraina V


-Trudno.

-Mają pewną tradycje, związaną z dziwnymi historiami. Opowiadają bezsensowne historyjki i liczą ile było w nich bezsensownych rzeczy.

-Dobra. –westchnął Kamil. –Ale mi chodziło o jakieś rytuały.

-No właśnie ta gra może nam uratować życie bo…

-BO?!- zapytała cała reszta tracąc cierpliwość.

-Bo z tego co wiem, preparują głowy schwytanych ludzi i składają je na ofiarę bogini Demonqe lub sami zjadają.

-No to fajnie.- Leo schował głowę w dłoniach. –Powiedzcie mamie, że ją kochałem.

-Ciekawe jak? Skoro nas też skonsumują.-mruknęła ponuro Łucja.

-Nie pomagasz, ślicznotko.- odparł.

-Ty też nie!

Leo popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami i uśmiechnął się.

-A zakład że, jednak pomogę?

-Zagrasz w ich tą grę, tak?- bardziej stwierdził niż zapytał Kamil.

-Tak mistrzu! Wystarczy, że pobiję ich rekord.

Kamil pokiwał głową i zwrócił się do dzikusów:

-Ej, wy tam! Mamy propozycje.

Setki par oczu zwróciło się w ich stronę. Po chwili podszedł do nich tęgi murzyn, wyznaczony przez wodza. Miał malutkie oczy i wielkie, słoniowe nogi. Kiedy do nich szedł, przyjaciół by na pewno nie zdziwiło gdyby zapadła się pod nim ziemia.

-My słuchać.

Kamil przełknął głośno ślinę i powiedział:

-Zakładamy, że złożycie nas w ofierze swym bogom, więc chcielibyśmy iść z wami na pewien układ…- zrobił chwilę przerwy, ale widząc że grubas zaczyna się niecierpliwić kontynuował.- Wiemy o waszej grze, zabawie, wiemy też że bicie w niej rekordów jest dla was bardzo ważne. I dlatego, chcemy zagrać w waszą grę, ponieważ przypuszczamy, że nas skonsumujecie w czasie najbliższej doby.

-My rozumieć. –murzyn pokiwała głowią i odwrócił się do wodza.

-Tura siła mina ach! Domino kochro za we dino domes lina!- krzyknął tamten, a grubas zwrócił się do przyjaciół.

-My się zgodzić. Jeżeli wy wygrać i pobić nasz rekord, to my was wypuścić, a jeżeli wy przegrać to my was oddać nasz bóg lub skonsumować.

-Dobrze.- przytaknął Kamil.- Musimy się tylko przygotować.

-Nie! Wy musieć zagrać teraz! Nasz rekord to być 30!

Kamil popatrzył z przerażeniem na Leona. Leo westchnął:

-Spróbujemy. Pójdę na żywioł. Najwyżej nas zjedzą.

Grubas zaprosił ich eleganckim gestem do ogniska. Dopiero po chwili zorientował się, że są nadal w klatkach. Pstryknięciem przywołał dwóch jego kolegów, którzy uwolnili i zaprowadzili więźniów na miejsca.

Jakaś kobieta wzięła kamień i duży kawałek kory (prawdopodobnie po to aby liczyć wszystkie bezsensowności).  Leo nachylił się do przyjaciół.

-Znacie tą historyjkę, w gorącym cieniu na miękkim kamieniu?- zapytał.

Pokiwali głowami.

Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Chłopak nabrał dużo powietrza w płuca i zaczął swą opowieść:

-W gorącym cieniu, na miękkim, drewnianym kamieniu, siedziała młoda staruszka. Znana była z tego że zmarła rok przed swoimi urodzinami. Nagle otworzyła usta i nic nie mówiąc, powiedziała: „Ale mamy gorący mróz tego lata” A była zima. Następnie, milknąc na wieki powiedziała ponownie: „Jestem bezdzietną matką mającą mądrego syna, ale bardzo głupiego. Oj tak, tak… Mam wysokiego syna, niskiego wzrostu, z długą brodą bez zarostu. Pewnego razu pojechał on piechotą do portu na brzeg słodkiego morza.  Stały tam trzy łódki. Jednej jedna połowa, drugiej druga, a trzeciej wcale nie było. On wsiadł do tej czwartej. Nie wiadomo czemu utonął, ale dopłynął do bezludnej wyspy gdzie aż roiło się od białych murzynów. Wskoczył na gruszkę, strząsnął pietruszkę, potoczyła się cebula. Aż w końcu przyszedł właściciel tego banana i mówi: „Chodź pan z tego kasztana, bo to nie pańska wierzba.”. Zostając jednak na górze, zszedł na dół. Pozbierał pomidory, a ludzie się dziwili skąd ma takie dorodne kalafiory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz