-Trudno.
-Mają pewną
tradycje, związaną z dziwnymi historiami. Opowiadają bezsensowne historyjki i
liczą ile było w nich bezsensownych rzeczy.
-Dobra.
–westchnął Kamil. –Ale mi chodziło o jakieś rytuały.
-No właśnie
ta gra może nam uratować życie bo…
-BO?!-
zapytała cała reszta tracąc cierpliwość.
-Bo z tego
co wiem, preparują głowy schwytanych ludzi i składają je na ofiarę bogini
Demonqe lub sami zjadają.
-No to
fajnie.- Leo schował głowę w dłoniach. –Powiedzcie mamie, że ją kochałem.
-Ciekawe
jak? Skoro nas też skonsumują.-mruknęła ponuro Łucja.
-Nie
pomagasz, ślicznotko.- odparł.
-Ty też nie!
Leo
popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami i uśmiechnął się.
-A zakład
że, jednak pomogę?
-Zagrasz w
ich tą grę, tak?- bardziej stwierdził niż zapytał Kamil.
-Tak
mistrzu! Wystarczy, że pobiję ich rekord.
Kamil
pokiwał głową i zwrócił się do dzikusów:
-Ej, wy tam!
Mamy propozycje.
Setki par
oczu zwróciło się w ich stronę. Po chwili podszedł do nich tęgi murzyn,
wyznaczony przez wodza. Miał malutkie oczy i wielkie, słoniowe nogi. Kiedy do
nich szedł, przyjaciół by na pewno nie zdziwiło gdyby zapadła się pod nim
ziemia.
-My słuchać.
Kamil
przełknął głośno ślinę i powiedział:
-Zakładamy,
że złożycie nas w ofierze swym bogom, więc chcielibyśmy iść z wami na pewien
układ…- zrobił chwilę przerwy, ale widząc że grubas zaczyna się niecierpliwić
kontynuował.- Wiemy o waszej grze, zabawie, wiemy też że bicie w niej rekordów
jest dla was bardzo ważne. I dlatego, chcemy zagrać w waszą grę, ponieważ
przypuszczamy, że nas skonsumujecie w czasie najbliższej doby.
-My
rozumieć. –murzyn pokiwała głowią i odwrócił się do wodza.
-Tura siła
mina ach! Domino kochro za we dino domes lina!- krzyknął tamten, a grubas
zwrócił się do przyjaciół.
-My się
zgodzić. Jeżeli wy wygrać i pobić nasz rekord, to my was wypuścić, a jeżeli wy
przegrać to my was oddać nasz bóg lub skonsumować.
-Dobrze.-
przytaknął Kamil.- Musimy się tylko przygotować.
-Nie! Wy
musieć zagrać teraz! Nasz rekord to być 30!
Kamil
popatrzył z przerażeniem na Leona. Leo westchnął:
-Spróbujemy.
Pójdę na żywioł. Najwyżej nas zjedzą.
Grubas
zaprosił ich eleganckim gestem do ogniska. Dopiero po chwili zorientował się,
że są nadal w klatkach. Pstryknięciem przywołał dwóch jego kolegów, którzy
uwolnili i zaprowadzili więźniów na miejsca.
Jakaś
kobieta wzięła kamień i duży kawałek kory (prawdopodobnie po to aby liczyć
wszystkie bezsensowności). Leo nachylił
się do przyjaciół.
-Znacie tą
historyjkę, w gorącym cieniu na miękkim kamieniu?- zapytał.
Pokiwali
głowami.
Wszyscy
zwrócili się w jego stronę. Chłopak nabrał dużo powietrza w płuca i zaczął swą
opowieść:
-W gorącym
cieniu, na miękkim, drewnianym kamieniu, siedziała młoda staruszka. Znana była
z tego że zmarła rok przed swoimi urodzinami. Nagle otworzyła usta i nic nie
mówiąc, powiedziała: „Ale mamy gorący mróz tego lata” A była zima. Następnie,
milknąc na wieki powiedziała ponownie: „Jestem bezdzietną matką mającą mądrego
syna, ale bardzo głupiego. Oj tak, tak… Mam wysokiego syna, niskiego wzrostu, z
długą brodą bez zarostu. Pewnego razu pojechał on piechotą do portu na brzeg
słodkiego morza. Stały tam trzy łódki.
Jednej jedna połowa, drugiej druga, a trzeciej wcale nie było. On wsiadł do tej
czwartej. Nie wiadomo czemu utonął, ale dopłynął do bezludnej wyspy gdzie aż
roiło się od białych murzynów. Wskoczył na gruszkę, strząsnął pietruszkę,
potoczyła się cebula. Aż w końcu przyszedł właściciel tego banana i mówi:
„Chodź pan z tego kasztana, bo to nie pańska wierzba.”. Zostając jednak na
górze, zszedł na dół. Pozbierał pomidory, a ludzie się dziwili skąd ma takie
dorodne kalafiory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz