Zaginona Kraina II

Część druga
Rozdział pierwszy

Był to grubszy pan o ciemnej skórze. Uśmiechał się do niech żółtymi zębami, które miały dziwnie podziurawiony kształt.  Na sobie miał zniszczony t-shirt i połatane szorty.
-Przepraszam, czy słyszał pan o siwym jokerze?- zapytał po angielsku Kamil.
-Tak! To taki staruszek, który opiekuje się chorymi psychicznie. Mieszka gdzieś tu za rogiem tej ulicy. Poznacie go po białej długiej brodzie i zapachu ryb. – odparł (po angielsku) mężczyzna. –Ale ja na waszym miejscu nie zbliżałbym się do niego. Dziwny jakiś jest, naprawdę.
-Zanim coś powie niech najpierw spojrzy w lustro. – mruknął Leo.
Kamil podziękował i ruszył z przyjaciółmi do siwego jokera. Domki  w Progerze były głównie z drewna. Wiele też zbudowanych było na drzewie. Kiedy doszli do zakrętu uliczki, poczuli zapach ryb. Zaczęli się rozglądać, dostrzegli postać niskiego człowieka, spowiniętego w białą brodę. Siedział w cieniu swojej chatki. Jako że nie było tam ogrodzeń, przyjaciele podeszli do jokera bez żadnych przeszkód. Staruszek odwrócił się w ich stronę. Choć wyglądał jak świeżo wykopany z grobu miał nadal przenikliwe, bystre oczy, które patrzyły na nich mówiąc: „Wreszcie jesteście, czekałem na was”.
-Wreszcie jesteście, czekałem na was.- powiedział po polsku.
-Umie pan mówić po naszemu? – zdziwiła się Emilka.
-Umiem mówić w wielu językach.- odparł.- A teraz proszę, wejdźcie do mojego domu, na herbatę.
Łucja pierwsza ruszyła się z miejsca i poszła za staruszkiem.  Cała reszta oprzytomniała dopiero po chwili. Starzec stanął przed drzwiami i czekał. Stali tak może przez 2minuty, kiedy Emilka zaczynała tracić cierpliwość:
-Przepraszam, ale dlaczego pan tak stoi?
-A to nie uczono drogich państwa, że należy otworzyć drzwi starszym?- zapytał spokojnie.
Kamil się zreflektował i otworzył drzwi. Staruszek wmaszerował do domu, a kiedy Kamil robił krok żeby wejść za nim, tamten mruknął:
-Panie przodem.
Wnętrze domu urządzone było dość ubogo. Na środku stał niski stoliczek, a wokół niego porozkładana słoma, w rogu domu coś co nie przypominało niczym kuchenki, ale prawdopodobnie mogło za nią służyć. Miało kształt pieca, a pod spodem paliło się ognisko. Nad paleniskiem był blat, a w jego środku dziura, nad którą wisiał kociołek. W drugim końcu pokoiku ułożona była sucha trawa, na której prawdopodobnie spał. Obok łóżka było wejście do (prawdopodobnie) spiżarni.
-Shunra!- zawołał staruszek.
Do pokoju weszła stara kobieta, o krótkich, siwych włosach. Miała na sobie łachmany, a w dłoniach niosła prymitywny dzbanek z herbatą i pięć filiżanek (albo coś je przypominające). Joker  powiedział do niej coś w innym języku. Staruszka postawiła tacę na stoliku, nalała herbaty i odeszła.
-Proszę, siadajcie. – wskazał na słomę i sam usiadł.
Kiedy rozsiedli się wygodnie, popatrzyli z wyczekiwaniem na Jokera.
-To jest herbata z …- przerwał na chwilę.- eee… wolelibyście nie wiedzieć, ale jest bardzo dobra na trawienie.
Leo spróbował upić łyk .Głośno przełknął. Zrobił minę znawcy i po chwili stwierdził:
-Spoko, da się przeżyć.
-Słuchajcie kolegi, wie co mówi. – starzec pokiwał głową.
-Kto to był?- odezwał się Kamil.
-Moja żona. –odparł.- Albo mi się wydaje albo jesteście dziećmi tych co byli tu jakieś pół godziny temu?
-Taak.- potwierdziła Emilka dziwnie patrząc na Leona.
-I pewnie też chcecie wiedzieć gdzie jest do głazu właz? Co?
-No, fajnie by było.- przytaknęła Łucja.- Więc będzie pan tak miły i nam powie?
-Hola, hola!- zawołał staruszek.- Najpierw zagadka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz